sobota, 27 kwietnia 2013

Chapter 3. "....chyba zwariowałem"

| Justin Bieber - Next to You |



 - Lou, a ona na pewno nie będzie sprawiać ci problemu? –zapytała po raz setny Eleanor, a ja westchnąłem.
- Mówię ci już któryś raz. Nie będzie. Lux jest najgrzeczniejszym dzieckiem jakie znam, więc bardzo chętnie zajmę się moją chrześnicą. – powiedziałem, śmiejąc się radośnie do dziewczynki, która siedziała w swoim wysokim krzesełku i próbowała jeść kaszkę sama. Zachichotałem, gdy zawartość łyżeczki zamiast w jej słodziutkiej buzi, wylądowała na śliniaczku. Blondyneczka zagruchała radośnie i jadła dalej. – Ona nigdy nie sprawia mi problemów.
- Na pewno? W końcu nie będzie mnie aż trzy dni. –powiedziała z powątpiewaniem szatynka.
- Na pewno, kochana. – powiedziałem, obejmując ją ramieniem. – Jedź, wiem jak ważna jest dla ciebie ta praca i rozumiem. W końcu po to jestem, żeby zawsze ci pomóc.
- Dziękuję, Lou. Nie wiem co zrobiłabym bez ciebie i Zayn’a. –szepnęła, przytulając mnie mocno do siebie. Pocałowałem ją w czubek głowy i potarłem jej ramiona.
- No już, już. Nie masz za co dziękować, skarbie. A teraz uciekaj. – powiedziałem, a gdy chciała już coś dodać, powiedziałem. – Nie tłumacz mi jak ma jeść, o której i jak ją ubierać, ponieważ to wszystko już wiem. – zastrzegłem, kręcąc głową, na co dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła. –mruknęła, przytulając mnie i ucałowała mój policzek, po czym musnęła czoło dziewczynki, żegnając się. Odprowadziłem ją do drzwi, gdzie już czekała na nią taksówka i wróciłem do dziecka.
- I co dziś robimy księżniczko? –zapytałem, włączając wodę w czajniku.
- Pacer, pacer! – krzyknęła malutka, a ja zaśmiałem się cicho.
- Spacer mówisz? I jeszcze na plac zabaw, do parku? –dodałem na co dziewczynka energicznie pokiwała główką. – Świetnie. To teraz ładnie skończ jeść kaszkę, a później przebierzemy cię w czystą sukienkę, buciki i pójdziemy, tak?
- Taaa! –krzyknęła Lux i zaczęła pośpiesznie jeść, a ja w tym czasie zrobiłem sobie herbatę i wypiłem, po czym wytarłem małej buźkę i wziąłem ja do salonu.
- To teraz księżniczko, musimy wybrać w co cię ubierzemy. – powiedziałem, sadzając ją na kanapie i wyciągnąłem z jej torby różową sukienkę, czarne legginsy i jakieś buciki. – Może być? –zapytałem, pokazując jej. Mała ochoczo pokiwała główką, więc zacząłem ją przebierać w wybrany zestaw. Po chwili była już gotowa, założyłem jej jeszcze kapelusik i możemy wychodzić. Wziąłem portfel, klucze i telefon, zabrałem małą na ręce i wyszliśmy z mieszkania, kierując się w stronę pobliskiego parku z placem zabaw. Dziewczynka całą drogę zasypywała mnie pytaniami, oczywiście na tyle ile umiała je wypowiedzieć. Wesoło podskakiwała w moich ramionach i śmiała się swoim cieniutkim, dziecięcym śmiechem, czochrając moje i tak już zmierzwione włosy, co niesamowicie ją bawiło. Weszliśmy do parku i zaprowadziłem ją na plac zabaw, gdzie bawiły się inne dzieci. Lux od razu pobiegła do jakichś dziewczynek i zaczęły się razem bawić. Uśmiechnąłem się i powiedziałem jej jeszcze.
- Kochanie, jakby co ja siedzę tutaj zaraz na ławeczce. – dziewczynka kiwnęła głową i wróciła do lepienia zamków z piasku. Usiadłem pod rozłożystym drzewem i przyglądałem się bawiącym dzieciom. Od razu na myśl przyszły mi moje młodsze siostry, które jeszcze tak niedawno również bawiły się w piasku, zjeżdżały na zjeżdżalniach. Tak długo ich już nie widziałem. Obecnie mieszkały w Szkocji, razem z moimi rodzicami i ciężko było mi je często odwiedzać. Ostatnio widzieliśmy się w moje urodziny. Pół roku temu. Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się słabo, przypominając sobie jak duże już teraz są. Lottie już przecież ma 15 lat. Jest już nastolatką. Tęskniłem za nimi, naprawdę tęskniłem za tymi szkrabami. Przeczesałem włosy palcami i w tej samej chwili ujrzałem dwóch chłopaków idących w moją stronę. Jeden szatyn, obcięty po bokach głowy, a przez środek zostawiony pasek dłuższych włosów, postawionych lekko do góry. Drugi blondyn, włosy zaczesane w górę, w niesamowicie uroczym nieładzie. Byli dość wysocy i dobrze zbudowani, choć nieprzesadnie. Oboje wyglądali podobnie. Ciemne, niezwykle ciasne rurki, idealnie okrywające ich zgrabne nogi, na stopach szatyna czerwone, lekko już znoszone conversy, a blondyn miał białe skateówki. Tors niższego jasnowłosego opinała biała bokserka, a na to narzucona jeansowa koszula, serownie odpięta, ukazująca wystający tatuaż na lewym obojczyku, chowający się pod połami koszulki. Wyższy zaś ciemnowłosy miał na sobie czerwoną koszulę w kratę, idealnie dopasowaną. Jakby skrojoną tylko i wyłącznie dla niego. Odpięte trzy guziki, odsłaniające opaloną szyje i obojczyki. Jego szczęka dość mocno zarysowana, majaczył się na niej delikatny zarost, uroczy uśmiech i oczy emanujące jakimś takim nieznanym ciepłem. Twarz drugiego, delikatna i dość krucha, jak cała jego postawa na pierwszy rzut oka. Jego uśmiech był taki szczery, ale tajemniczy, jakby skrywał jakąś tajemnicę przed światem. Otrząsnąłem się lekko, gdy obaj mężczyźni podeszli do mnie i szatyn powiedział, uśmiechając się lekko.
- Cześć, wybacz że ci przeszkadzamy, ale chciałbym o coś zapytać.
- Nie, nic się nie stało. –odpowiedziałem, wstając, żeby być z nimi na równi.
- Powiesz nam, proszę jak dojechać do stacji benzynowej? –zapytał blondyn. – Bo Harry oczywiście nie ma pojęcia, a ja z Liam’em jesteśmy tu od kilku dni dopiero i nie orientujemy się za bardzo. –powiedział, wskazując na siebie i szatyna. Czyli ten wyższy to Liam. – pomyślałem.
- Oczywiście. Najbliższa jest dwie ulice dalej. – powiedziałem. – Jeźdźcie cały czas tą drogą, a gdy zobaczycie jakieś 300 metrów stąd TESCO, skręćcie w tę ulicę obok niego i jeźdźcie jeszcze jakieś niecałe pół kilometra i będziecie na stacji.
- Wielkie dzięki! – powiedział Liam i uśmiechnął się. – Bardzo nam pomogłeś, a tak w ogóle to ja jestem Liam, a ten tu blondynek, to Niall. – powiedział wskazując na swojego towarzysza.
- Miło mi, ja jestem Louis. – powiedziałem, ściskając im dłonie.
- Jesteś tu sam? – zapytał jasnowłosy.
- Nie, z nią. – powiedziałem, wskazując na małą blondyneczkę, która siedziała na piasku i coś lepiła, tak myślę.
- Och, jaka urocza. – zachwycił się Niall. – Twoja córka?
- Nie, nie. Chrześnica. – odpowiedziałem i w tej chwili usłyszeliśmy jakiś klakson.
- Oo, to pewnie Hazza. Dobra, to my już nie przeszkadzamy. Miło było poznać, Louis.
- Was też. – odpowiedziałem Liam’owi i pożegnałem się, odprowadzając ich wzrokiem. Szczególną uwagę zwrócił ich sposób poruszania się. Powolny, choć dość szybki. Delikatny, acz stanowczy, z wielką gracją i takim seksapilem. W ogóle, całe ich postacie emanowały czymś takim. Seksowny ubiór, sposób poruszania się i takie wyrachowanie, na dość dziwny sposób. Zauważyłem jak podeszli do dużego samochodu terenowego i wsiedli, uprzednio witając się z kierowcą. Samochód wydał mi się dziwnie znajomy i nagle mój żołądek skręcił się w potężny supeł. To ten samochód. Moje ręce zaczęły się pocić, a oddech przyspieszył. To znowu on. Z zapartym tchem obserwowałem pojazd, gdy nagle szyba od strony kierowcy został opuszczona i dostrzegłem burze czekoladowych loków. Spojrzałem na niego przerażony, gdy nagle odwrócił głowę w moją stronę i mrugnął do mnie, a moje serce stanęło. On do mnie mrugnął. Nagle przypomniały mi się słowa tego blondyna. Bo Harry oczywiście nie ma pojęcia… On ma na imię Harry. Poczułem jeszcze większy skurcz w brzuchu, gdy chłopak przez chwile wpatrywał się we mnie, po czym uśmiechnął się kpiarsko i z piskiem opon odjechał z kolegami, a moje nogi niebezpiecznie się zachwiały, więc usiadłem z powrotem na ławce, chowając twarz w dłoniach. Jak to możliwe? Jak to możliwe, że ja go widzę? Może ja jestem chory? Może jestem psychiczny. To niemożliwe, żebym widział kogoś kto śni mi się po nocach. On nie istnieje naprawdę. Może mam tylko przywidzenia? Ale nie. Przecież widzę go już do cholery jasnej trzeci raz.
- Jestem pojebany. – jęknąłem cicho pod nosem, wzdychając na swoją głupotę. Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie tego wszystkiego. Jakim prawem ja go widzę? Jakim, kurwa cudem? A on wydaje się jakby mnie znał. Mrugnął do mnie i za każdym razem patrzy na mnie w taki sposób, ze mam dreszcze na całym ciele. Jęknąłem w duchu, ale właśnie wtedy podeszłą do mnie mała blondyneczka.
- LouLou. –zapiszczała mi do ucha, wskakując na moje kolana.
- Co tam kochanie? –zapytałem, uśmiechając się do niej słabo, gdyż w mojej głowie panował ogromny chaos i nie mogłem pozbierać myśli.
- Łodna jestem! –powiedziała, łapiąc mnie za ramie.
- To co idziemy coś zjeść?
- Taaak! – krzyknęła i natychmiast zeskoczyła z moich kolan. – Odź. – powiedziała wyciągając do mnie rączkę. Wziąłem ją na barana i ruszyliśmy w stronę  pobliskiej knajpy. Dziewczynka cały czas wesoło śmiałą się i opowiadała mi co ciekawego lepiła z piasku, a ja uśmiechałem się lekko, trzymając ją za nóżki. Właśnie opowiadała mi o swojej nowej koleżance, gdy zauważyłem znajomy samochód na światłach. Zamarłem w pół kroku, dostrzegając w nim trójkę chłopaków. Modliłem się do wszystkich znanych mi bogów, by żaden z nich mnie nie zauważył, ale na marne. Po kilku sekundach usłyszałem swoje imię.
- Lou! – wykrzyczał Niall, opuszczając szybę i pomachał wesoło do mnie i Lux. Dziewczynka zapiszczał i pomachała mu śmiejąc się słodko, co było dziwne, bo nie zachowywała się tak względem nieznajomych. Zazwyczaj bała się podejść. Wymusiłem uśmiech i odmachałem mu, co zwróciło uwagę reszty chłopaków, którzy spojrzeli na nas, a ja zamarłem znowu, widząc te zielone tęczówki, wpatrujące się we mnie intrygująco. Powstrzymałem się przez żałosnym jękiem i powiedziałem słabym głosem.
- Muszę uciekać, do zobaczenia. – mruknąłem, po czym powiedziałem do małej. – Chodź skarbie, idziemy coś zjeść. – zakrzyczał radośnie, podskakując mi na plecach i pomachała jeszcze do samochodu, uśmiechając się, gdy chłopcy jej odmachali. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec. To jakaś paranoja. Zaczynam się szczerze bać. Skąd on wie gdzie ja jestem? Czy to przypadek? Może on mnie śledzi. Przestań Lou, popadasz w obłęd… - powiedziało moje drugie ja, westchnąłem, wchodząc do knajpy i zamówiłem Lux coś do picia oraz dałem jej jogurt. Dziewczynka jadła, a ja wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem.
- Halo? – usłyszałem po drugiej stronie męski, niski głos.
- Zaynii… Musisz mi pomóc. Chyba zwariowałem…

__________________________________

Jest trójka. Miała być wcześniej, jest teraz. Musicie mi wybaczyć, ale chociaż miałam wolne to nie miałam za bardzo czasu. Budowa i w ogóle. Jak Wam się podoba narazie to opowiadanie ? Skomentujcie, zostawcie opinie, klikajcie reakcje. Dziękuję, za miłe słowa pod poprzednim odcinkiem i za prawie tysiąc wejść. Komentujcie i klikajcie w reakcje. Następny będzie za góra tydzień. Do zobaczenia < 3

6 komentarzy:

  1. boski *,* taki bardzo tajemniczy ale boski ♥ życze ci weny i dalej takich zajebistych rozdziałów i wgl. już nie moge się doczekac nn. pozdrawiam xx @wercia7777 ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Ja chce wcześniej rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże cudo.
    Choć czuję lekki niedosyt, mógłabym czytać i czytać tego bloga ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne!! Kolejny szybko!! ; D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłabym to czytać bez końca! Rozdział tyle tajemniczy co zrozumiały. Nie do opisania, po prostu fascynujący. Co się dzieje w głowie Styles'a? Czy on zna Lou i dlatego tak na niego patrzy? Czekam na next, może trochę wcześniej niż ten. ;D

    OdpowiedzUsuń