wtorek, 30 kwietnia 2013

Chapter 4. "....sen, niech to bedzie sen"

| Justin Timberlake - Mirrors |



- Loui, uspokój się. Tak nie można. – powiedział Zayn, głaskając moje plecy dwa tygodnie później, gdy siedziałem zakopany po uszy w kocu, w swojej sypialni i uparcie odmawiałem wyjścia z niej od dwóch dni, gdy znowu natknąłem się na mojego „prześladowcę”.
- Jak ja mam się twoim zdanie, Zayn uspokoić? – zapytałem retorycznie. – To mnie prześladuje albo on mnie prześladuje. To już czwarty lub piąty raz gdy widzę go w ciągu jebanych trzech tygodni. Rozumiesz? TRZY tygodnie. To nie może być przypadek. Nigdy nie spotkałem kogoś „przypadkiem” tyle razy w ciągu tak krótkiego czasu. – powiedziałem na jednym oddechu, patrząc na niego.
- Przeraża cię to, LouLou? – zapytał, siadając obok mnie po turecku i spojrzał na mnie, czule gładząc po dłoni.
- Tak. Trochę mnie to przeraża. – szepnąłem niepewnie. – Czuję się jakby to nie był przypadek. Jakby on na mnie polował. Jakby planował każde nasze spotkanie, a wtedy perfidnie patrzy mi w oczy i się śmieje. – szepnąłem, trzęsąc się.
- Spokojnie, Lou. To na pewno przypadek. Przecież koleś cię nawet nie zna. – powiedział, przytulając mnie lekko do siebie. – A teraz wstawaj z tego łóżka i się ogarnij trochę.
- Co? – zapytałem zaskoczony. – Po co niby?
- Po to, że gdzieś cię zabieram. – powiedział, zabierając z łóżka kołdrę. – Podnieś ten tyłek, idź się umyj i ogarnij oraz ubierz seksownie, a ja w tym czasie zrobię ci coś do jedzenia. Zejdź do kuchni jak skończysz. – powiedział, wychodząc a ja westchnąłem. Podrapałem się po brzuchu i powoli wstałem, odsłaniając zasłony, czego od razu pożałowałem bo za oknem jak zawsze padał deszcz, co jeszcze bardziej mnie zdołowało. Westchnąłem po raz kolejny i udałem się w stronę łazienki, biorąc ręcznik i zdjąłem z siebie dresy oraz za dużą koszulkę, wrzucając do kosza na brudy, po czym wszedłem pod prysznic. Puściłem gorącą wodę, która z połączeniu z lawendowym żelem pod prysznic i jabłkowym szamponem do włosów, pomogła mi się odprężyć i zmyć z siebie wszystkie troski. Przynajmniej na razie. Po dość długim prysznicu, wyszedłem owijając włosy w turban ręcznikiem, susząc je lekko, po czym owinąłem się w puszysty ręcznik, przyjemnie otulający moje mokre ciało. Wycierałem się powoli, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się on. Jego zielone oczy i burza czekoladowych loków. Poczułem nagły uściska w podbrzuszu i gorąco rozpływające się po moim ciele. Co jest? Zadrżałem i od razu wyzbyłem się tego dziwnego uczucia. Co to było? Pokręciłem głową odganiając natrętne myśli, po czym z ręcznikiem przewiązanym nisko na biodrach, wszedłem do pokoju, ubierając czyste bokserki, czarne rurki, koszulkę na krótki rękaw rozpinaną oraz koszulę jeansową i trampki. Wróciłem do łazienki, wrzucając ręczniki do kosza, po czym stanąłem przed lustrem. Wyglądałem o wiele lepiej niż godzinę temu. Wziąłem grzebień i rozczesałem moje uparte włosy, układając je w misterną, roztrzepaną fryzurę. Potrząsnąłem kilka razy głową, żeby wyglądały w miarę naturalnie i skierowałem się do kuchni. Schodząc po schodach poczułem zapach jajecznicy na bekonie i szczypiorku.
- Mmm…pycha. Wiesz jak poprawić mi humor. – powiedziałem, wchodząc do pomieszczenia i usiadłem przy stole, gdzie stały dwa kubki kawy oraz jedzenie. Nachyliłem się nad stołem i ucałowałem Zayn’a w policzek, tym samym dziękując mu za poświęcenie i zacząłem pomału jeść danie.
- Widzę, ze mnie posłuchałeś Lou. – powiedział, skanując mnie wzrokiem – Wyglądasz mega seksownie w tych rurkach, a tyłeczka to pozazdrości ci nie jeden facet. – zachichotał cicho.
- Przestań, bo się zarumienię. – powiedziałem, z całych sił powstrzymując rumieniec wpływający na moją twarz.
- Ale taka prawda, kochany. Każdy facet i nieliczne pewnie kobiety ci po zazdroszą. Co jak co, ale pośladki to masz najlepsze na tej planecie. – powiedział, jedząc jajecznicę i śmiejąc się cicho ze mnie.
- A powiesz mi gdzie idziemy? – zapytałem, chcąc za wszelką cenę zmienić temat.
- Do klubu idziemy, LouLou. – powiedział.
- Co? Ale mi się nie chcę iść. – powiedziałem, wzdychając.
- Ale potrzebujesz rozrywki, a wypad do klubu dobrze ci zrobi. Może kogoś poznasz.
- Tak, w klubie na pewno. – mruknąłem z przekąsem.
- Co?! – zapytałem, mało co nie wypluwając kawy z ust.
- Tak to. – powiedział, uśmiechając się jak głupi.
- Zayn, ale ja nie chce. – jęknąłem płaczliwie.
- Koniec rozmowy. Idziemy i tyle. – powiedział dopijając swoją kawę i złapał mnie za rękę, ciągnąc do wyjścia.
- Moment. Wezmę tylko telefon i portfel. – jęknąłem zrezygnowany, zgarniając potrzebne rzeczy z szafki i gasząc światła, zamknąłem mieszkanie, kierując się za Zayn’em. Na dole czekała już taxówka, która podwiozła nas pod klub „Excitement”. Mulat zapłacił kierowcy i niemal siłą wyciągnął mnie z samochodu, ciągnąc do wejścia. Westchnąłem głośno, idąc za nim i po chwili już znajdowaliśmy się w dość zatłoczonym klubie. W barwach krwistej czerwieni i mocnego różu, z ogromnym barem na środku sali. Powietrze pachniało alkoholem, dymem tytoniowym i mieszanką tanich perfum z ludzkim potem. Złapałem mulata za rękę, żeby go nie zgubić i podeszliśmy do baru, siadając na wysokich taboretach, zamawiając po mocnym drinku na rozgrzewkę. Po chwili podeszła do nas średniego wzrostu, szczupła dziewczyna, o długich, brązowych lokach. Danielle.
- Lou, pamiętasz Dani? – zapytał Zayn, całując dziewczynę delikatnie w policzek. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i przytuliłem ją lekko.
- Miło Cię znowu widzieć, Danielle.
- Ciebie tez, Lou. – powiedziała, uśmiechając się lekko, po czym pociągnęła Zayn’a za rękę. – Nie będziesz miał nic przeciwko jak porwę tego lenia chwilę na parkiet?
- Nie, nie. Idźcie . – powiedziałem, wypijając do końca swojego kolorowego drinka, a oni ruszyli w stronę parkietu, po chwili znikając w tłumie bawiących się ludzi, a ja zamówiłem kolejnego drinka, tym razem słabszego, gdyż moja głowa wcale nie była taka mocna. Powoli sączyłem swój napój i zastanawiałem się po co dałem się tutaj wyciągnąć. Teraz będę siedział i pił, kiedy Zayn dobrze się bawi, a swoją drogą to po co mnie brał skoro miał tu randkę. Westchnąłem i zawołałem barmana, prosząc o jeszcze jednego.
- Ciężki dzień? – zapytał chłopak za barem, przygotowujący mi drinka. Westchnąłem i odpowiedziałem.
- Ostatni tydzień.
- Bywa, ale zawsze później może być już tylko lepiej. – powiedział, uśmiechając się lekko, a ja zeskanowałem go wzrokiem. Obcisłe czerwone rurki, białą koszula, kusząco rozpięta oraz luźno wiszący krawat idealnie komponowały się ze zmierzwionymi włosami, koloru miedzi. Całkiem, całkiem. – Idź się zabaw, to zawsze pomaga. Odpręża i wyzwala umysł od niepotrzebnych myśli. – powiedział, stawiając przede mną drinka i mrugnął, udając się do następnego klienta. Zacząłem powoli sączyć swój napój i myślałem nad jego słowami. Moja głowa już pękała od tego wszystkiego, od natręctwa myśli dotyczących zielonookiego chłopaka, przyprawianego teraz basami ciężkiej muzyki. Po chwili usłyszałem bit piosenki Justin’a. Wypiłem drinka do końca, odstawiając wysoką szklankę i wstałem. Rozejrzałem się dookoła, czując się pod dziwną obserwacją, ale odpuściłem i ruszyłem na parkiet. Przecisnąłem się miedzy kilkoma osobami i w końcu znalazłem trochę miejsca. Zamknąłem oczy i dałem ponieść się muzyce. Delikatnie poruszałem całym ciałem, lekko kręcąc biodrami w rytm. Poruszałem się coraz pewniej, nie zwracając uwagi na otoczenie. Teraz liczyłem się ja i moja muzyka. Dla osób trzecich mój taniec mógł wydawać się dziwny, ale mnie to odpowiadało. Mój umysł uwolnił się od wszystkich myśli i teraz dryfowały one gdzieś w przestrzeni. Byłem wolny. Czułem się wolny. Nareszcie. Od kilku dni czułem się odprężony. Moje ciało wykonywało śmielsze i coraz bardziej zmysłowe ruchy, gdy nagle, poczułem czyjeś dłonie na moich biodrach. Nie otworzyłem oczu, w dalszym ciągu się poruszając. Byłem wolny i nic nie mogło mi tego zabrać. Pewnie gdyby nie te wypite drinki, już spłonął bym rumieńcem na dotyk obcych rak, tym bardziej na moich biodrach, ale teraz mi to nie przeszkadzało. A nawet mi się podobało. Czułem jak mocniej zacieśniają się wokół mnie i przyciskają mnie do klatki piersiowej mężczyzny, tańczącego za mną. Westchnąłem cicho, ciągle kołysząc biodrami, teraz złączonymi razem z jego i poruszaliśmy się swobodnie. Ciało przy ciele. Nagle poczułem go między moimi pośladkami. Był twardy. Jęknąłem cicho, nie kontrolując swoich ruchów, gdy specjalnie otarłem się o niego swoją pupą. Jęknął nisko w odzewie na mój ruch i nachylił się, ze po chwili poczułem jego usta na mojej odsłoniętej szyi, muskającą ją delikatnie. Jęknąłem na ten ruch i bardziej odchyliłem głowę, pragnąc więcej. Nie wiedziałem kim był, nie wiedziałem jak wyglądał, a jedyne czego pragnąłem to, aby mnie nie puszczał, aby dalej pieścił swoimi wargami moją szyję. Jego usta przeniosły się na wrażliwe miejsce tuż pod moim uchem, a ja jęknąłem głośno.
- Jesteś taki seksowny. – zabrzmiał niski głos tuż przy moim uchu, a ja zamarłem. Niemożliwe. To jest kurwa niemożliwe. Powoli odwróciłem się w przodem do mojego partnera, modląc się, abym się pomylił, lecz moje modlitwy na nic się zdały, gdy ujrzałem jego twarz. To on. To Harry. Spojrzałem na niego przerażony, gdy on w dalszym ciągu trzymał dłonie na moich biodrach. Z bliska zieleń jego oczu wydawała się być jeszcze bardziej pociągająca. Jeszcze głębsza. Czułem jak mięknął mi nogi. Opamiętaj się, Louis. – warknąłem na siebie w myślach.
- Wyglądasz jakbyś co najmniej ducha zobaczył. – zamruczał mi do ucha, przyciskając mnie do siebie. Jęknąłem zaskoczony, opierając dłonie na jego ramionach. – My się już chyba widzieliśmy. – wyszeptał mi do ucha, przygryzając je lekko. Proszę niech to będzie mój kolejny, pojebany sen. – błagałem w duchu. – Tak na pewno się już widzieliśmy. Takiej twarzy i takich pośladków się nie zapomina.
- Czy…czy możesz mnie puś…puścić? – zapytałem drżącym głosem, z całych sił odsuwając się od niego. Poluzował lekko uścisk, ale nie pozwolił mi się całkiem odsunąć. Nachylił głowę nad moich uchem i mruknął wprost do niego, owiewając je gorącym powietrzem.
- Boisz się mnie?
- Puść mnie. – jęknąłem cicho, próbując za wszelką cenę wyrwać się z jego rąk. Na nic mi się to zdało. W odpowiedzi na moje szarpania, zacisnął dłonie na moich pośladkach i mocno przycisnął mnie do siebie, szepcząc groźnym, a jednocześnie nieziemsko seksownym głosem.
- Gdyby nie ci ludzie tutaj, już dawno bym cię przeleciał, kochanie. – zadrżałem na jego słowa, zaciskając powieki, gdy kontynuował. – Niestety są tutaj, więc to ogranicza moje pole manewru. Ale zawsze mogę zrobić to. – wymruczał i przesunął jedną dłoń na moje krocze ściskając je mocno, na co jęknąłem zaskoczony. Chłopak masował mnie swoją dłonią, a ja wyrywałem się na wszystkie sposoby, czując łzy pod powiekami. – Przelecę cię. Nie tutaj i nie w tej chwili, ale za chwile. – wymruczał mi do ucha, mocniej mnie przyciągając do siebie, a ja po raz kolejny zadrżałem i skuliłem się w sobie. Nie przestawał poruszać dłonią, nie zważał na moje szarpania. W pewnej chwili przyszło mi coś do głowy i momentalnie to wykorzystałem. Zacisnąłem powieki i z całych sił ugodziłem go z kolana między nogi, tak, ze aż się zwinął, a ja wyszarpnąłem się, przeciskając przez tłum w stronę wyjścia. Wybiegłem na zewnątrz i wzrokiem szukałem jakiejś ucieczki. Zauważyłem taksówkę i szybko pobiegłem do niej, wsiadając i kazałem kierowcy zawieść się do domu. W ostatniej chwili odwróciłem się i zauważyłem chłopaka wybiegającego z klubu i rozglądającego się gorączkowo dookoła. Skuliłem się na siedzeniu, przyciskając dłoń do ust, żeby mój zduszony szloch nie był słyszalny. Po chwili byłem już pod mieszkaniem, zapłaciłem kierowcy i szybko wysiadłem, biegnąc do drzwi, które zaraz po sobie zatrzasnąłem. Oparłem się o nie plecami zjechałem po nich, wybuchając płaczem. Ukryłem twarz w dłoniach i załkałem głośno, krztusząc się łzami. Wyciągnąłem telefon i szybko napisałem sms’a Zayn’owi, żeby się nie martwił i rzuciłem go na szafkę, powoli podnosząc się z podłogi i skierowałem do sypialni, zrzucając z siebie ubranie i wskoczyłem w za duży dres, owijając się kocem i ukryłem twarz w dłoniach, szlochając. Poczułem się jak dziwka. Poczułem się upokorzony. Nigdy nikt nie pozwolił sobie na coś takiego. Nigdy nikt mnie tak nie potraktował. Chociaż nie, była jedna osoba.. David, ale o tym chce jak najszybciej zapomnieć. On mnie upokorzył jak nikt inny, a teraz poczułem to samo gdy…gdy Harry mnie dotykał. Poczułem się jak tania dziwka. Jakby po raz kolejny ktoś chciał mnie wykorzystać. Mój płacz i wybuch rozpaczy przerwał sygnał przychodzącego sms’a z korytarza. Chcąc, nie chcąc wstałem i ruszyłem na korytarz biorąc telefon i ujrzałem sms’a od nieznanego numeru. Otworzyłem i po przeczytaniu wiadomości, moim ciałem po raz kolejny wstrząsnął dreszcz. 
UnKnow:

Jeszcze nie skończyliśmy, Louis. Jeszcze się spotkamy, kochanie. Xx
                                                                                            
                                                                                                                      H.

_______________________________

Czwórka jest wcześniej, tak jak obiecałam. Pisało mi się ją bardzo przyjemnie i od razu wybaczcie jesli jakies błędy się wkradły. Teraz zacznie się prawdziwy Larry, obiecuje. ;)) Jak Wam się podoba? Ciekawe czy nie bardzo? Mam taką prośbę, czy każdy kto przeczyta mógłby zostawić komentarz, po prostu chciałabym wiedzieć ile osób to czyta. Dziękuję za komentarze i klikanie w rekacje. To niezwykle motywujące. Róbcie tak dalej ! < 3 Kocham Was bardzo ! Następny w sobote lub niedziele. Do zobaczenia ;) < 3
Komentujcie, prosze ;)

9 komentarzy:

  1. Boże, kocham to, te opowiadanie jest owiane taką tajemniczością i to jest takie cholernie fajne, bardzo ciekawe. Gratuluję talentu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuu widze ze akcja sie rozwija to dobrze. Fajnie ze juz bd taki prawdziwy Larry. Rozdzial jak zwykle boski. Weny . xx :* @wercia7777

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh... biedny Lou ;(
    Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to *-* Jak to czytam mam fangirl xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem jak najbardziej na Tak ,szczerze to co raz bardziej jestem zaintrygowana tym opowiadaniem...czekam na następny rozdział (:
    A Zayn w tym opowiadaniu jest taki słodki co jest bardzo rzadko spotykane bo to on zawsze jest "bad boy'em",i to właśnie jest kolejny punkt co mi się podoba w tym opowiadaniu...No i na koniec zły Harry no no to może być ciekawe ,chociaż mam nadzieję ,że nie zrobi Lou krzywdy...Ale się rozpisałam heh (:
    #CzekamZNiecierpliwościąNaDalszeLosyLarrego

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Chcę wiedzieć co dalej! :* ; D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! Wow! Malik udało ci się wyciągnąć Louis'a z domu. Brawo. Szkoda tylko że nie mogłeś przewidzieć ci się tam stanie. Gdyby Lou nie widział jego twarzy to może by się aż tak nie przeraził, ale cóż stało się. Biedny wystraszony wręcz sparaliżowany strachem Lou.. Nie wiem kiedy następnym razem gdzieś wyjdzie, a tym bardziej sam. Jeszcze ten SMS. Ma się czego bać.. Czekam na next. ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże kocham cie i twój sposób pisania. Ten blog daje tyle emocji ze po prostu wariuje i to jest zajebiste

    OdpowiedzUsuń
  9. To takie WOW. Ja na miesjscu Louisa... została bym ;)

    OdpowiedzUsuń